KB RPG#11: Dodatki

Za jedenastą edycję Karnawału, z niewielkim poślizgiem, w końcu zabrał się Darken. Nie wnikając w powody tego faktu, fajnie, że przynajmniej wymyślił ciekawy temat. Fajny tym bardziej, że od wielu już lat mam wyrobione swoje zdanie na ich temat. W skrócie – czy dodatki są fajne? Tak, są fajne, ale… Zawsze jest jakieś ale.

Do gier RPG podchodzę tak jak do każdej innej rozrywki. Kiedy kupuję grę komputerową, liczę na przynajmniej kilka godzin dobrej zabawy. Podobnie wygląda sytuacja z planszówkami. Kupując jakąś, chce dostać grę kompletną. Siadam, czytam instrukcję, mogę się bawić. Chorym dla mnie pomysłem są rozwiązania, jakie z uporem maniaka starają się ostatnio serwować producenci gier komputerowych. Dostajesz część gry. Resztę możesz sobie dokupić i ściągnąć. No sorry panowie. Sprzedajecie więc niepełny produkt, licząc za niego jak za coś pełnoprawnego. To nie jest fajne.

Swoje spostrzeżenia przenoszę więc na rynek RPG. Kupując podręcznik, chcę mieć grę kompletną. Nieważne w tym momencie, że to np. będzie sama mechanika jak w przypadku d20 Modern czy Savage Worlds. Liczy się to, że posiadając grę mogę się bawić. Z większym lub mniejszym wkładem własnym, ale mogę. Dlatego też nie podoba mi się rozwiązanie w najnowszym Warhammerze. „Dozowanie” informacji, byleby kupić nowe dodatki. Bo nie zagramy tą profesją, bo nie zagramy w cztery osoby, bo… Bo musimy kupić wszystkie dodatki jakie się pojawią.

To nie jest dobre rozwiązanie. Przecież już samo słowo „dodatek” określa jego stosunek do produktu bazowego. To ma być coś dodatkowego, coś, co może rozwinąć obecny produkt, ale nie jest niezbędne do zabawy, nie zuboża specjalnie produktu. Innymi słowy, nie mam nic przeciwko podziałowi na podręcznik dla gracza i mistrza gry. O ile podział ten został dokonany sensownie i intuicyjnie, a nie wykonany na siłę.

Dlatego też nie mam nic przeciwko wszelkim dodatkom, które zawierają jakieś ekrany mistrza gry czy karty postaci. Każdemu wedle potrzeb. Jeśli ktoś to lubi i ma na to pieniądze – jego sprawa. Dodatki mają tą cudowną właściwość, że nie są obowiązkowe. A przynajmniej nie powinny być.

I po tym wstępie teoretycznym, mogę przejść do moich ulubionych dodatków. Mówiąc szczerze, nie mam jakiegoś jednego faworyta. Za wzór dodatków, które mi odpowiadają, mogę podać większość suplementów do Earthdawna, przynajmniej do polskiej edycji, bo te znam (pomijając dość słabe przygody). W zdecydowanej większości nie są one przeładowane rzeczami zbędnymi. Wrzucono za to do nich masę legend, historyjek oraz nowych opcji grania. Dzięki temu, wszystkie dodatki są faktycznie zbędne. Z powodzeniem można grać na samej podstawce.

I to by było na tyle. Dobry dodatek, to dodatek, bez którego da się spokojnie grać. To jednak równocześnie dodatek, z którym gra staje się dużo ciekawsza i przyjemniejsza.

Tagi: ,

O Chavez